W okresach wcześniejszych zabytki często były własnościami osób które je znalazły. Wyjasniało to sprawę praw do znalezisk. Jednocześnie też pojawiła się grupa ludzi którzy żyli w świecie starożytnych popielnic i uroczysk- złodzei starożytności. Nie wiemy ile dokładnie dawnych artefaktów padło łupem złodziei kosztowności. Część znalezisk miejscowa ludność zidentyfikowała tylko dlatego iż temat np. słowiańskich czy gockich napisów runicznych poruszano w prasie.
Do dziś nie sposób jednoznacznie wyjaśnić czy tzw. kamienie mikorzyńskie są falsyfikatem, czy nie. Okoliczności odkryć są podobne jak w przypadku posągu pogańskiego wyciągniętego ze Zbrucza miejscowa ludność odkrywa dziwne obiekty i informuje o tym lokalny dwór (rzecz się dzieje u schyłku czasów feudalnych). Trudno nie zauważyć że nagle "zwykli ludzie" znajdują mniej zabytków, niż w czasach gdy prasy było znacznie mniej, ale miała lepszą jakość. Możliwe że ujawniono tylko niewielką część znalezisk, inne ich znalazcy spieniężyli. W XIX wieku zwykli ludzie odnaleźli kilka znacznych zabytków, w.in. figurę słowiańskiego bóstwa w rzece. Bez tych kilku znalezisk wiedzielibyśmy znacznie mniej, mimo że ich oryginalność bywa podważana.
Przykładem szabrownictwa jest grabież grobów komorowych władców Sylingii (starożytnego Dolnego Śląska). We Wrocławiu- Zakrzowie podczas prac ziemnych odkryto obłożony kamieniami podziemny grób zawierający w sobie komorę grobową wypełnioną różnymi cennymi przedmiotami z czasów antycznych- będących wyposażeniem władcy w podróży w zaświaty. Nie wiadomo jak wielką część skarbu odzyskano. Podobno po przeszukaniach w domach odkrywców odzyskano tylko srebrne łyżeczki.
Jako ekonomista mogę domniemywać, że mało kto, znalazłwszy skarb o znacznej wartości, może zechcieć go oficjalnie zgłosić. Nie słyszałem, ale też nie sprawdzałem, czy za znalezione starożytności można otrzymać znaleźne. Z braku opisanych w prasie precedensów zwrotu znalezionych zabytków cennej wartości wnioskuję że statystyczny znalazca woli nawet sprzedać znalezione przedmioty za ułamek ich wartości niż oddać je drogą oficjalną.
Możliwe że nawet nie jest dokładnie ustalone, kto wypłaca znaleźne, i gdzi ema się zwrócić osoba która takowy zabytek znalazła. Przeglądając różne urzędowe witryny nigdy nie natknąłem się na taką informację.
Hipotetyczne wnętrze "grobu zakrzowskiego", cc wikimedia